17.04.2008 21:49
Dokąd zmierza polska scena offroad?
Pytanie to zdaje się dręczyć wszystkie osoby związane z krajowym sportem motocyklowym. Scena offroadowa – a w szczególności Rajdy Enduro – od dłuższego czasu są miejscem potężnych kontrastów. Z jednej strony mamy naprawdę dobrych zawodników, którzy bez problemu mogą stawać w szranki z konkurentami z reszty kontynentu, z drugiej zaś skostniały system „rządzących” powoduje powolne chylenie się ku upadkowi.
Pierwsze symptomy choroby
Już w sezonie 2007, kiedy to
Ścigacz.pl jako jeden z pierwszych serwisów
motoryzacyjnych zrelacjonował pełną serię Mistrzostw Polski w
Rajdach Enduro, można było zauważyć wielką zapaść w tym sporcie.
W trakcie gdy do Motocrossu garnęły się coraz to większe rzesze
zawodników, w Rajdach Enduro startowała ich po 3. w
klasie. Doprowadziło to chociażby do połączenia klasy E2 i E3 w
Mistrzostwach. Wysokie koszty związane z wpisowym, konieczność
posiadania zarejestrowanego motocykla enduro w połączeniu z
żenująco niskimi wynagrodzeniami spowodowały, iż na starcie
stawała często mała garstka szoferów. Mimo stosunkowo
dobrej organizacji zawodów, ciekawych prób
specjalnych i wysokiego poziomu reprezentowanego przez polskich
riderów, brak rozgłosu w mediach lokalnych powodował, iż
czasami kibiców było równie mało, co
zawodników. Brak zainteresowania sportem jest równy
braku sponsorów, a co za tym idzie – braku pieniędzy
dla zawodników na starty.
Sytuacja ta miała się coraz gorzej. Także słaba
organizacja pod względem atrakcyjności dla kibiców mocno
przyczyniła się do spadku zainteresowania. Nic dziwnego –
próby oddalone od siebie o kilkadziesiąt
kilometrów, niezrozumiałe dla przeciętnego widza zasady i
kilku zawodników na krzyż, jest mało interesujące nawet
dla osoby „w temacie”. Można by teraz rzec, że to
Rajdy Enduro i taka ich specyfika, jednak Amerykanie podczas GP
USA 2007 (Mistrzostwa Świata) pokazali, że można zlokalizować
wszystkie próby w odległości zaledwie kilku minut marszu
od siebie. Mimo, iż wtedy sam śmiałem się z ich wyraźnie
„leniwego” podejścia do sprawy, to jednak jest to
ogromne ułatwienie dla potencjalnych widzów.
W 2006 roku do Rajdów włączono
próby extreme. Ich trialowo-przeprawowa charakterystyka
miała zwiększyć atrakcyjność zawodów, jednakże tak się nie
stało. Zaledwie kilku organizujących zawody pokusiło się o
stworzenie owych i rzadko kiedy stały one na wysokim poziomie.
Marazm, jaki dopadł polską scenę w Rajdach Enduro był potężny i
ciężki do zwalczenia…
W
tym samym czasie Motocross i Country Cross rosły w siłę. Może to
za dużo powiedziane, jednak to co widziałem we Wschowie podczas
jednej z ostatnich rund Motocrossowych Mistrzostw Polski
sprawiło, iż uwierzyłem, że ściganie w Polsce ma jakikolwiek
sens. Zwłaszcza mowa tutaj o Motocrossie. Z tego właśnie powodu
do wyścigów przeniosło się kilku zawodników, choćby
taka gwiazda jak Łukasz Kurowski. Bo w sumie poco męczyć się w
rajdach?
Zapowiedź
zmian
Rok 2008 miał
przynieść poważne zmiany w podejściu władz do spraw związanych z
rajdami w kraju. Dobrym znakiem tego było stworzenie teamu przez
Polski Związek Motorowy, wystawiającego młodych zawodników
z Mistrzostwach Świata. Marcin Frycz, Wacław Skolarus i Michał
Szuster pokazali, że stać ich na bardzo wiele – zabrakło
może trochę szczęścia, jednak sezon nadal trwa. Szumne zapowiedzi
zmian w imprezach krajowych napawały optymizmem.
Plan był prosty: połączenie kilku imprez
endurowych z zawodami Cross Country. Mobilizacja, jaką jest
możność zdobycia dwóch tytułów mistrzowskich,
powinna w założeniu sprowadzić zawodników do
Rajdów. Tak też się po nikąd stało, ponieważ już kilku
szoferów kojarzonych głównie z MX i CC
zapowiedziało swoje starty w Rajdach. Będąc w Chełmnie byłem
prawie w 100% przekonany, że plan wypali. Niestety…
Niestety tydzień później
zawitaliśmy w Biedrusku. W miejscu owym zorganizowano jedne z
niebezpieczniejszych zawodów ostatnich lat, które
pod każdym względem nie powinny się odbyć. Był to solidny cios
wymierzony prosto w twarz wszystkich, którym na tym
sporcie zależy. Zawodnicy po zawodach byli rozgoryczeni i
słusznie – pytanie jednak: czy nie zniechęci ich to za
bardzo? Już teraz słyszy się głosy, że był to skandal.
Co dalej?
Największymi poszkodowanymi w tym momencie
są zawodnicy, którym zabiera się prawo do rozwoju i walki.
Organizatorzy powinni dbać o to by za wszelką cenę umożliwić
startującym rywalizację w warunkach bezpiecznych, ale także za
wszelką cenę podnosić poprzeczkę. Nie można spoczywać na laurach
i kierować się od lat tymi samymi zasadami. Świat podąża do
przodu i tak samo powinniśmy podążać za nim my. Na chwilę obecną
na arenie światowej istnieją tak naprawdę trzej zawodnicy:
Obłucki, Błażusiak i Ogłaza. Trzej zawodnicy na ponad 30.
milionowy kraj. Trzy osoby na kilkuset profesjonalnych
zawodników. Czy naprawdę w naszym kraju brakuje
talentów? Nie!
Jednakże
jak takie talenty mają się wykazywać, jeśli w Biedrusku zawodnicy
zapomnieli wziąć ze sobą książeczek zdrowia, dopuszczono ich do
zawodów a po godzinie jazdy w naprawdę ciężkich warunkach
powiedziano, że: „jednak będziecie
zdyskwalifikowani”. I powiedziano to chłopakom,
którzy mają po kilkanaście lat. Jak nasz sport ma się w
takim razie rozwijać? Jak ma się rozwijać, jeżeli jedyną
gloryfikacją wyniku jest puchar i – na Boga! – płyn
do mycia kokpitu w samochodzie!
Na chwilę obecną zabija się wszelkie przejawy talentów, roztrwania pieniądze i robi wszystko by zniszczyć ten sport. Gdyby nie wytrwałość i wielka cierpliwość zawodników, to prawdopodobnie Rajdy Enduro nie istniały by w tym kraju. Młoda krew jest potrzeba nie tylko wśród startujących, ale także wśród organizujących. Potrzeba osób, które będą potrafiły efektywnie promować ten sport, szukać sponsorów i przede wszystkim osób, które nie będą czekać, aż trasa sama się otaśmuje…
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Offroad (24)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (6)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)