Najnowsze komentarze
Michał Mikulski do: Jedźcie na Erzberg!
@mca - to żaden problem!
no i co???? nie zakładam nowego po...
widziałes date opublikowania posta...
Michał czy jest możliwość zakupien...
Zdaję sobie sprawę, że w przypadki...
Więcej komentarzy
Moje miejsca

27.06.2008 13:35

1780km przygód

Byłem naprawdę szczerze przekonany, że po naszym powrocie z Erzbergu i ostatnim wypadzie na Mistrzostwa Świta Enduro do Kwidzyna, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Błąd!

18. czerwca w godzinach popołudniowych wyruszyliśmy z pod wrocławskiej miejscowości w stronę Trójmiasta, gdzie dnia następnego miała odbyć się prezentacja nowego quada Yamahy (o czym przeczytacie już niedługo na łamach Ścigacz.pl). Tym razem ekipa wyjazdowa była trochę mniejsza, ponieważ Krzysztof T. musiał pozostać w domu. Z Wrocławia do składu Ja + Magda dołączył Poochini i Agata. W gwoli ścisłości - Agaty na zdjęciach nie uświadczycie, bo jest bardzo mało imprezowa i lubi siedzieć w aucie. Zresztą jej aparycja nie należy do najprzyjemniejszych, choć to wytłumaczalne, biorąc pod uwagę, że Agata to nasz nadworny GPS.

Pensjonat na Hipo******

Po około 500km drogi, którą zresztą przemierzaliśmy w zastraszającym tempie prawie 8. godzin, dotarliśmy do zabookowanego pensjonatu w Sopocie. Z racji tego, iż była 1. w nocy, dotarcie do miejsca naszego przyszłego zamieszkania nie było łatwe. Gdy już dotarliśmy na miejsce, drzwi otworzyła nam starsza pani w swetrze  a’la niedoszły poseł Kononowicz, okularach wielkości felg od fiata 126p, pochłaniające mściwie papierosa marki MOCNE. „Jest grubo...” - naszły nas pierwsze przemyślania. Drugie naszły nas, kiedy pani bez pardonu weszła do chatki z papierosem w buzi. Jak się okazało domek był dość przestronny - na parterze na podłodze leżało około 5 materaców. Parter jednak wyglądał jeszcze względnie. Prawdziwą corridą było to, co działo się na piętrze. Pomijam fakt jednoosobowego pokoiku (dla Magdy! :) ) z nie pościelonym małym łóżeczkiem, połamanymi meblami rodem z amerykańskich horrorów klasy B. Żeby tego było mało - ciężko mi o tym mówić, bo było to traumatyczne przeżyjcie - na podłodze leżały, delikatnie mówiąc, odchody. Hm... jak za 50zł/noc to standard wyszukany.

Czym prędzej ulotniliśmy się z „pensjonatu” (pani wzięła naszą rezygnację „na klatę” i nawet powieka jej nie drgnęła!) i po krótkiej rozmowie z Agatą znaleźliśmy nocleg. Biorąc pod uwagę, iż było około 1:30, był to nie lada wyczyn. Z przymykającymi się oczami, lekko zasypiając za kierownicą, ruszyliśmy za wskazówkami naszej urodziwej pani GPS. „Za 20 metrów skręć w lewo.” – powiedziała Agata swoim jakże przyjemnie elektronicznym głosem. Jako, że Agaty trzeba słuchać, skręciłem w lewo. Panowie policjanci niestety nie uwierzyli mi, że to Agata kazała mi wjechać pod zakaz. 5. punktów + 300zł odebrało mi resztki chęci do życia. Grubo po godzinie 2. w nocy padliśmy na łóżka.

„One night in Sopot”

W czwartek 19. czerwca pozbieraliśmy się dość wcześnie rano, gdyż około godziny 10. musieliśmy być zwarci i gotowi na testy nowego czterokołowca japońskiej marki. Miło było zjeść śniadanie i ogarnąć się delikatnie w łazience. Punkt 10. zawitaliśmy na granicy Spotu z Gdynią. Okazało się jednak, że prezentacja odbywa się trochę później, więc mieliśmy chwilę czasu dla siebie. Nie było innej opcji – udaliśmy się na plażę! Poochini z Magdą moczyli się po kolana w lodowatej wodzie, a ja padłem jak zabity na piasek i wdychałem świeże, morskie powietrze. Morze, ponad 20. stopni Celsjusza, lekki zimny wiatr i bliscy ludzie w pobliżu – bajka! Aż nie chciało się wstawać.


Kilkadziesiąt minut później dotarła do nas ekipa warszawsko-lublińska w składzie: Żmija i RON. Po wspólnym śniadaniu, udaliśmy się na tor gdzie aż do godziny 19. testowałem nowego quada Yamahy. Mimo, iż nie chcę zdradzać jeszcze, co to był za sprzęt, to już teraz powiem, że była to jedna z lepszych czterokółek jaką miałem okazję jeździć. Świetne właściwości jezdne wsparte dynamicznym silnikiem, pozwalały poszaleć nawet takiej quadowej sierocie, jaką jestem ja.

Zakończenie testów uczciliśmy w mniej oficjalnych warunkach, przy piwku i grillu. Oczywiście, dla ekipy Ścigacz.pl byłoby to za mało, więc bez dłuższego namyślania postanowiliśmy zaatakować legendarny klub Sfinks. Oszczędzę Wam opowiadania naszej drogi do klubu i powrotu, bo nie jest to historia na bloga. Trzeba przyznać jednak, że bawiliśmy się wyśmienicie, a powrót o 3. w nocy po sopockiej plaży, w trakcie burzy, jest czymś czego się nie zapomina.

 

W brew pozorom piątek nie był dniem bólu głowy i niestrawności. W wyjątkowo dobrej formie udaliśmy się na podbój Trójmiasta. Niestety, ekipa Żmija + RON musiała udać się do Kowna na Dni Suzuki, więc pozostaliśmy w trzyosobowym składzie. W trakcie gdy Poochini relaksował się w hotelowym pokoju, my z Magdą udaliśmy się do sopockiego Aqua Parku (drogo jak cholera!) i na plażę. Wieczorem pozwiedzaliśmy najciekawsze przybytki Gdańska i dość wcześnie położyliśmy się spać, gdyż w sobotę rano czekało nas ponad 400km do Siemiatycz, gdzie obywały się Mistrzostwa Polski i Puchar PZM w Cross Country. Zresztą relacje z tej imprezy możecie przeczytać tutaj.

Czerwona kontrolka

Pamiętacie jak staliśmy wraz z Manhattanem i Poochinim w środku Czech podczas po wrotu z Erzbergu? No, to właśnie identyczna kontrola pojawiła się nam na 40km przed Siemiatyczami. Zagotowało się we mnie i to porządnie. Oczywiście lokalne warsztaty mogą to zrobić, ale ogólnie rzecz biorąc za zaglądniecie co się dzieje minimum 300zł. Jako, iż z Poochinim nie raz naprawialiśmy motorynki, to postanowiliśmy, że z autem będzie to samo. Nie było…


Nie przejmując się jednak bardzo, zaatakowaliśmy tor w Siemiatyczach, gdzie spędziliśmy całą sobotę. Późnym popołudniem pojechaliśmy zakwaterować się w pensjonacie. Zgadnijcie.. Było wszystko to samo, co w powyżej opisywanym, tylko bez odchodów. Czuliśmy się wyróżnieni, bo nasz domek jako jedyny, był murowany. Mimo to szefowa była bardzo uprzejma i poleciła nam kilka okoliczny lokali. Niestety, nie wiedzieć czemu, był to dzień, kiedy wszyscy mieli wesela. W promieni 40km nie było ani jednego wolnego łóżka. Udało nam się trafić do pewnej „agroturystyki”, lecz – bez zbędnej przesady – woleliśmy spać w aucie. Tak też się zresztą stało. Zakupiliśmy 2. kilo pysznych truskawek, parówki na śniadanie i najkrótszą noc w roku spędziliśmy w samochodzie. Niedziela przebiegała pod hasłem odpoczynku. Wylegiwanie się na trawie i śledzenie rywalizacji wychodziło nam nad wyraz dobrze.


Kierunek: Warszawa!

Doświadczenia z powrotu z Erzbergu nauczyły nas, że bez ładowana akumulatora można przejechać około 300km. Biorąc pod uwagę, że do domu mieliśmy ponad 600., nie było możliwości byśmy obrócili trasę za jednym podejściem. Postanowiliśmy udać się do Warszawy, żeby przenocować w zaprzyjaźnionym mieszkaniu i następnego dnia wykombinować co zrobimy z autem. Samochód zaczął przygasać w okolicach Starego Miasta, by zatrzymać się kompletnie pod operą. Nie zrobiło to na nas większego wrażenia, zwłaszcza, iż jak wyszliśmy z auta, spotkaliśmy … Muńka Staszczyka!

Stare Miasto nocą wygląda genialnie! Obeszliśmy wszystkie możliwe uliczki w poszukiwaniu sklepu spożywczego. Okazało się, że jedyny otwarty znajdował się 3. km od miejsca naszego zakwaterowania. To ma być ta stolica? :). Tak czy inaczej do mieszkania wróciliśmy późną nocą, a nasz wypad zakończyliśmy wspólnym oglądaniem filmu „Dwa dni w Paryżu” (koniecznie zobaczcie!). Około świtu poszliśmy spać, by za kilka godzin zebrać się z wyr i szukać jakiegokolwiek mechanika. Kilka obgryzionych paznokci później, dwa siwe włosy więcej – auto zostało naprawione. Uczciliśmy to obiadem w chińskiej knajpie i o 18. wyruszyliśmy do domu…

Dom – Trójmiasto – Siemiatycze – Warszawa – Dom

We wtorek o 2. w nocy położyłem się do łóżka. Czwarty tydzień z rzędu mieliśmy przygody z wyjazdami. Er zberg, Baden-Baden (o nim niedługo!), Kwidzyn i w końcu prawie tygodniowy trip po Polsce. Praca w Ścigacz.pl jest wbrew pozorom bardzo ciężka, ale to właśnie dla takich chwil z przyjaciółmi uzupełnia się bazy danych, wykonuje milion telefonów dzienni i siedzi po nocach. Żadna inna praca nie da możliwości poznania tylu ciekawych ludzi, przeżycia tylu niesamowitych chwil i przede wszystkim posiadania tak wielkiej satysfakcji.

Co będzie następne? Na razie mamy chwilowe wakacje od wyjazdu, ale już niedługo szykuje się coś baaaardzo dużego. Grecja? Rumunia? Zaglądajcie na Riderblog.pl!

Komentarze : 1
2008-06-30 10:52:37 Paweł yzf

No no z artykułu na artykuł coraz lepiej Mikuś xd pozdro i wpadaj do nas to coś polatamy ;) moze luban?

  • Dodaj komentarz